Trudne decyzje…

Ostatnimi czasy coraz częściej zastanawiam się, czy nie posłuchać propozycji rodziców i nie pójść w ślady starszego rodzeństwa – wyjechać za granicę…

W Polsce mam kolegów, przyjaciół; szkołę, którą lubię, rodzinę. To tylko mnie trzyma na miejscu. Dlaczego rozważam wyjazd? – bo mam dosyć ciągłych przepychanek; koncepcji ciągłych zmian, które niestety nie prowadzą do niczego dobrego… Niepytania Polaków, co sądzą, tylko narzucania jedynego i z góry słusznego rozwiązania… Decydowania… Odbierania…  Wyszydzania…

Moja kochana babcia uczyła mnie od małego, że trzeba liczyć się z głosami innych ludzi; rozmawiać na temat problemów i wspólnie podejmować decyzje, które będą próbą pogodzenia różnych racji – tak, by nikt nie czuł się pokrzywdzony. Tak zostałam wychowana.

Na co muszę teraz patrzeć w mojej Ojczyźnie? Jakie widoki oglądać każdego dnia? Polaków, którzy protestują w najmniejszym nawet zakątku kraju; grupę ludzi, która chce za wszelką cenę osiągnąć swoje cele – często nawet kosztem innych. Ludzi, którzy mają w sobie nienawiść, którzy mówią z zaciśniętymi ustami, próbując zdławić cały jad, jaki w sobie mają.

W Polsce się nie rozmawia, tylko narzuca rozwiązania, nie pytając nikogo o to, czy dany pomysł czy inicjatywa może spotkać się z pozytywnym przyjęciem. Psuje się rzeczy, które zaczynają przynosić pozytywne efekty.

Różnym grupom zawodowym i społecznym odbiera się wolność, niezależność. Coraz częściej mówi się głośno o tym, by w europejskich sądach walczyć o prawa i wolność. Tylko dlaczego trzeba dociekać rozwiązań poza granicami naszego kraju? Dlaczego tutaj nie można osiągnąć konsensusu?

Nie ma dobrej woli… Wszystko przesiąkła polityka i wzajemne oskarżenia…

Czy jest jakaś szansa, bym mogła doświadczać wolności i niezależności w moim kraju?

Czy wszystkie walki, w których tysiące Polek i Polaków przelewało krew, były zbyteczne?

Pokonaliśmy na przestrzeni wieków obce mocarstwa; wiele razy staliśmy na krawędzi – jednak była w nas siła i solidarność. Gdzie są teraz?